Wspomnienie smaku, tekstury oraz aromatu dania pozostaje w nas na długo – szczególnie gdy danie nam smakowało. Pamiętamy w jakich okolicznościach je spożywaliśmy, w jakim towarzystwie, jaka panowała wówczas atmosfera. Często chcemy odtworzyć te wspomnienia i wracamy do ulubionych miejsc i dań. Jednak jak wielkie jest nasze rozczarowanie i zawód gdy okazuje się, że po czasie smak nie jest już ten sam, czegoś brakuje, coś nie gra. Tak właśnie było podczas naszej ostatniej wizyty w Namaste India, indyjskiej restauracji mieszczącej się przy ul. Nowogrodzkiej w Warszawie.
Do Namaste India chodziliśmy często (jakieś 5 lat temu) i była to nasza pierwsza ulubiona indyjska restauracja. Zachwycały nas jej potrawy – pełne aromatycznych przypraw i pikantności. Zamawialiśmy curry w wersjach z warzywami, rybami i mięsem (tak – to były czasy kiedy mięsa jedliśmy bardzo dużo). Namaste India porzuciliśmy na długo by powrócić tydzień temu na lunch – akurat był wolny stolik na zewnątrz w „ogródku”.
W dość obszernym menu (to standard w indyjskich restauracjach) panuje przejrzysty podział na przystawki zimne i gorące, zupy, sałatki, dania wegetariańskie, z rybami i te z mięsem. My skupiliśmy się na potrawach warzywnych i z owocami morza.
Na początek wybrałam rajma ke shami kebab – smażone kotleciki z ziemniaków i czerwonej fasoli (12,00) – lekko suche ale wyraźne w smaku i bardzo aromatyczne. Maczane w sosie jogurtowym lub pomidorowym tworzyły smaczne połączenie.
M na rozgrzanie (tego dnia było dosyć chłodno) wybrał dal shorbha – zupę z soczewicy z warzywami (12,00), która okazała się mdła w smaku, zupełnie bez wyrazu – aż mi się przypomniały kolonie z dzieciństwa i nieprzyprawione, rozwodnione zupy warzywne. A wiemy, że zupę z soczewicy można przyrządzić tak aby zachwycała tak jak np w Curry House (link podaję tutaj).
Ja oczywiście wybrałam sea food soup – zupę z owocami morza (16,00) – z reguły jest to moja ulubiona zupa – tu niestety okazała się kompletnie niejadalna – z twardymi kalmarami i krewetkami jak z mrożonej mieszanki, sam bulion był równie mdły jak zupa warzywna. Rzadko mi się to zdarza ale zupy nie zjadłam.
Daniem głównym było aloo bhindi – czyli ziemniaki i okra w sosie curry (20,00) – w tym daniu brakowało pikanterii i głębi smaków tak charakterystycznych dla hinduskiego curry i zapamiętanych z wizyt w Namaste India sprzed lat.
Kolejnym daniem głównym było sarson ki machli – kawałki ryby z liśćmi curry w sosie musztardowym (32,00) – ryba miała tu zbyt wyraźnie mulisty posmak, którego nie zamaskowało musztardowe curry.
Zamówiliśmy dodatkowo sałatkę warzywną (10,00) – nic dodać nic ująć – sami widzicie jakie „cudo” wylądowało na naszym stole – układ jak na weselu sprzed 20 lat.
Nie tego spodziewaliśmy się po Namaste India, nie takie smaki zapamiętaliśmy – tym razem wyszliśmy zawiedzeni i nie szybko tu wrócimy.
W naszym osobistym i bardzo subiektywnym rankingu indyjskich restauracji w Warszawie niedościgniony w smakach pozostaje Curry House – opisana przeze mnie tutaj, tutaj i tutaj.
informacje dodatkowe o Namaste India
dojazd i parkowanie – polecam parkowanie na Kruczej lub Nowogrodzkiej bliżej Marszałkowskiej, w tygodniu obowiązuje tu strefa płatnego parkowania
płatność – gotówka, karty VISA, Mastercard
rezerwacja miejsc – wewnątrz lokalu niezbędna
godziny otwarcia:
pon – sob – 11:00 – 23:00
nd – 12:00 – 22:00
Namaste India – ul. Nowogrodzka 15, Warszawa Śródmieście
Ostro zakręcona na punkcie zdrowego żywienia, diety roślinnej oraz podróży kulinarnych. Na moim blogu kulinarnym publikuję przepisy oraz poradniki o tym co jeść, aby zachować zdrowie i nie spędzać przy tym w kuchni całych dni.