Ten pierwszy artykuł (a będzie ich więcej:) opisujący nasze wrażenia kulinarne z krótkiego wypadu do Amsterdamu musiał być o De Foodhallen – uwielbiam takie miejsca. Już w Berlinie byłam zachwycona Markthalle Neun (opisanym tutaj) w którym pod jednym dachem odrestaurowanej hali targowej zgromadzono przeróżne bary i kawiarnie. Foodhallen została otwarta w budynkach byłej zajezdni tramwajowej i obecnie na jej wielkiej przestrzeni można wybierać i przebierać w bogatej ofercie gastronomicznej. Znajduje się tu również Hotel de Hallen, restauracje i biblioteka.
Myślę, że oferta Foodhallen jest w stanie zaspokoić każdego głodomora – są tu stoiska z daniami kuchni tureckiej, wietnamskiej, włoskiej, japońskiej. Są burgery, sery, owoce morza, dania vege a nawet zielone koktajle – wszystko w wersji street food podawane jak z food trucków. Nie mogę nie wspomnieć o barach – serwujących koktajle, piwo i wina – sporo z odwiedzających Foodhallen przychodzi tu właśnie na kieliszek lub szklankę czegoś mocniejszego. Niestety jak na takie miejsce przystało ze znalezieniem wolnego miejsca przy stole czy ławie mieliśmy duży problem. Cóż – dobrze, że miejsce stojące przy beczce po piwie nie było już tak oblegane:)
Na zaspokojenie pierwszego głodu zamówiliśmy temaki rolls w Menner Temaki – pink salomon poke (4,5 EUR) z marynowanym w hawajskim sosie łososiem i awokado oraz smokey mackerel (4,90 EUR) z gotowaną makrelą. Były pyszne i warte zamówienia.
Oczywiście nie mogło obyć się bez wina – doskonały Fritch Gruner Veltliner (35,00 EUR za butelkę) – znajdziecie go w jednym z tutejszych barów, do butelki dostaniecie kieliszki
Talerz meze od Maza to jeden z najlepszych wyborów w Foodhallen. Ja wybrałam kompozycję na którą składał się fallafel, hummus z pomidorami, pasta z papryki, baba ghanoush i kuskus – wszystko za 7,00 EUR.
Friska skusiła nas „sushi” z kaszą quinoa zamiast ryżu. I to był nasz najgorszy wybór – sześć rozsypujących się kawałeczków z suchą kaszą i przesuszonymi dodatkami za 9,00 EUR – nie polecam.
na zdjęciu porcja z burakami, szpinakiem i kozim serem, kolejna z marchewką, ogórkiem, kolendrą, miętą i orzechami nerkowca, a ostatnia z łososiem, awokado, rzodkiewką, wasabi i sezamem.
Natomiast na uwagę zasługuje Le Big Fish – zjecie tu między innymi całkiem smaczną tajską zupę (7,50 EUR), tacos z łososiem (8,00) i świeże ostrygi (9,00 za 3 sztuki) choć nie spodziewajcie się dużych porcji.
Spring rolls od Wiet Wiev były soczyste i świeże – podane z ostro-kwaśnym sosem (6,50 EUR) – mniam
Na koniec musieliśmy spróbować owocowego smoothie od The Green Brothers (4,00 EUR).
De Foodhallen to miejsce zdecydowanie warte odwiedzenia – nawet jeżeli wpadniecie tu tylko na chwilę – na małą przekąskę a nie na wielkie obżarstwo jak w naszym przypadku (tego dnia jedliśmy tylko śniadanie wcześnie rano a potem dopiero po 18:00 smakołyki w Foodhallen). Oby szybko w Warszawie powstała podobna inicjatywa i miejsce
informacje dodatkowe o De Foodhallen
dojazd – do placu Bellamyplein oczywiście można dojechać na rowerze lub wybrać się pieszo. Do Foodhallen jest też przejście od ul Kinkerstraat (na którą dojeżdża tramwaj nr 17 (z Central Station) i nr 7 – należy wejść w Tollenstraat (pomiędzy Bilderdijkkade i Ten Katesstraat)płatność – większość punktów akceptuje płatność zagranicznymi kartami kredytowymi ale miejcie ze sobą zapas gotówki
Ostro zakręcona na punkcie zdrowego żywienia, diety roślinnej oraz podróży kulinarnych. Na moim blogu kulinarnym publikuję przepisy oraz poradniki o tym co jeść, aby zachować zdrowie i nie spędzać przy tym w kuchni całych dni.
Dzięki za ten wpis, przyda się na pewno ! :-))