Pociągiem przez Szwajcarię cz.2 | Bernina Express
W połowie września przez 5 dni podróżowałam pociągiem przez Szwajcarię. W tym czasie przejechałam od słonecznego Lugano aż do lodowca na górze Diavolezza oraz uroczych miasteczek Scuol i Susch. Oto część druga opowieści o podróży pociągiem Kolei Retyckich Bernina Express.
Spis treści
Od Alp Grum na Diavolezza
W ostatnim wpisie o Szwajcarii wspominałam Wam o stacji kolejowej i małych hotelu Alp Grum. Wraz z towarzyszkami podróży (blogerkami zaproszonymi przez Switzerland Tourism oraz blog Madame Edith) spędziłyśmy tu noc a po śniadaniu ruszyłyśmy w dalszą podróż – oczywiście pociągiem.
Ale zanim spakowałyśmy walizki był jeszcze czas na łapanie pociągów i podziwianie widoków z okna oraz tarasu stacji kolejowej.
.
Ruszamy na Diavolezzę czyt. Diablicę
Przejazd pociągiem Bernina Express ze stacji Alp Grum do stacji Bernina Diavolezza zajął jedynie 22 minuty. Po drodze mijałyśmy jezioro Białe i jezioro Czarne a widoki za oknem coraz bardziej przypominały nam jak wysoko już jesteśmy. Stacja kolejowa Bernina Diavolezza znajduje się na wysokości 2093 mnpm.
Górska kolejka
Na stacji Bernina Diavolezza przesiadałyśmy się do wagonu kolejki linowej Diavolezza – w planach był wjazd na górę do schroniska na wysokości 2978 mnpm. Wagoniki kursują co 20 minut i są w stanie pomieścić kilkanaście osób. Fajnie – zapowiadało się całkiem ciekawie. Aż do czasu…
Do czasu kiedy wysokość, przestrzeń za cienkim oknem, ścisk ludzi w wagoniku oraz porządne bujanie podczas pokonywania każdego przęsła kolejki (było ich chyba 4), któremu towarzyszyły „radosne” krzyki pasażerów pokonały mnie. Dostałam ataku paniki. Takiego na konkrecie – z hiperwentylacją, płaczem i akcją MUSZĘ STĄD WYJŚĆ – NATYCHMIAST!!
Latać samolotem się nie boję – dopóki działa klima i porządnie wieje powietrzem, jeździć windą mogę byleby była szybka i nie miała awarii. Ale jeździć kolejkami górskimi w najbliższym czasie nie planuję. TO NIE DLA MNIE ZABAWA. A widoki mogę sobie pooglądać na zdjęciach zrobionych przez kogoś innego.
.
Na górze Diavolezza
Odwrotu nie było – wjechałam. Po jakiś 30 minutach (już na górze) udało mi się w końcu uspokoić i nawet coś zobaczyłam, zdjęcia też zrobiła. A potem obiad zjadłam – całkiem pyszny obiad.
Schronisko na Diavolezza oferuje pokoje turystyczne oraz pokoje w standardzie hotelowym. Jeżeli macie w planach piesze wycieczki w sezonie lato/jesień a może zimowe szaleństwo na stokach Diavolezza/ Corvatsh/ Legarb to możecie przenocować na górze.
My pochodziłyśmy po tarasie widokowym podziwiając lodowiec oraz szczyty Palu (3900 mnpm), Bernina (4049 mnpm), Bellavista (3920 mnpm).
A potem zjadłyśmy lunch – olbrzymi lunch. Schronisko ugościło nas wegańskimi sajgonkami (tak – menu jest tu różnorodne tak aby zaspokoić gusta gości z całego świata – z Azji też), dla mnie przygotowano wegańską lasagne, dziewczyny zajadały się jagodowym risotto oraz ziemniakami z lokalną wędliną. A na deser podano Engadyński Tort Orzechowy – również w wersji bez jajek. Po małym torcie, słynnym w kantonie Gryzonia, dostaliśmy też „na drogę”.
Po obiedzie zjechałyśmy na dół – udało się już bez napadu paniki. Założyłam kaptur, zatkałam uszy, zamknęła oczy i wyobrażałam sobie że lecę samolotem – latać się przecież nie boję. To będzie śmieszyć tylko osoby, które nigdy nie miały napadu paniki. Mnie nie śmieszy.
.
Pociągiem przez Szwajcarię – do Scuol
Z Diavolezza ruszyłyśmy w dalszą drogę – w stronę małego miasteczka Scuol. Powoli zjeżdżając w stronę dolin, jadąc pociągiem Bernina Express wzdłuż rzeki Inn o obłędnie lazurowym kolorze.
Ale o Scuol i Susch napiszę Wam już w kolejnym wpisie.
Bądźcie czujni.
.
.