Obok takiego wydarzenia nie można przejść obojętnie. Właśnie wczoraj w restauracji Mielżyński przy ulicy Czerskiej rozpoczął się tydzień z kuchnią azjatycką. Robert Mielżyński zaprosił do współpracy szefa kuchni InAzia Marcina Sasina (pamiętacie początki tej współpracy? – pisałam o nich w marcu), który stworzył dla gości restauracji wyjątkowe tajskie menu. A jak takie rzeczy dzieją się w Mielżyńskim to wiadomo, że nie obędzie się też bez świetnych win.
Spis treści
Wczoraj miałam okazję spróbować kilku pozycji z nowego menu. Do każdej dopasowane zostały nowozelandzkie wina z niewielkiej winnicy Little Beauty. Jej założycielka Fleur McCree z pasją opowiadała o każdej butelce – a ja chłonęłam każde słowo bo wiem, że z pasji powstają wspaniałe działa. Pinot Gris, Sauvignon Blanc czy Pinot Noir rzeczywiście warte są spróbowania i zabrania kilku butelek do domu (w końcu idą święta – przydadzą się).
Na powitanie zaserwowane zostały ostrygi zapiekane z chilli i kolendrą – odpowiednio pikantne, aromatyczne, chrupiące. Jak nie przepadacie za surowymi ostrygami (ja je uwielbiam) to takie przypadną Wam do gustu
Pierwszą przystawką był tatar z tuńczyka | trawa cytrynowa | kiełki | słodki sos chilli. Pamiętam tę kompozycję z InAzia – już tam mnie urzekła. Świetnie przyprawioną, siekaną rybę podano na krewetkowej chrupce. Rybny tatar już nigdzie nie smakuje tak dobrze jak ten wychodzący spod ręki Marcina Sasina.
Do tatara podano Little Beauty Pinot Gris 2011.
Kolejna przystawka – marynowany łosoś | nori | sałatka warzywna | zioła to kolejny przykład świetnego połączenia składników w azjatyckim wydaniu. Sos, zioła, nori idealnie komponowały się z tłustym łososiem.
Z tą przystawką sparowano Little Beauty Black Edition Sauvignon Blanc 2012
Danie główne (wegetariańskie dla mnie) – sandacz | chrupiące warzywa | słodki sos śliwkowy. W tym momencie mój zachwyt sięgnął zenitu – już wiem, że sandacz kocha tajskie zioła i przyprawy a do tego ten słodki sos i chrupkość warzyw. To był mój faworyt choć niestety nie ma go w menu. Jest za to chrupiąca kaczka w sosie śliwkowym, z którą idealnie komponuje się delikatnie owocowe Little Beauty Pinot Noir 2014
A na deser mango sticky rice – słodkie, owocowe, z nie sticky ryżem ale tak miało być. Do tego wata cukrowa – kiedy ostatnio jedliście watę cukrową? Ja w InAzia w marcu 🙂
Oprócz opisanych dań w manu azjatyckim znajdziecie wołowinę z papierze ryżowym z warzywami i imbirem (przystawka), zupę tom yum a w daniach głównych – pad thai z krewetkami, wołowinę w sosie pieprzowym oraz krewetki w sosie czosnkowym z warzywami.
Cóż – nie ma się co ociągać – tydzień azjatycki w Mielżu trwa tylko do 21 listopada. Kto może niech pędzi na lunch czy kolację. Tylko koniecznie bez samochodu – win musicie przecież też spróbować.
Ostro zakręcona na punkcie zdrowego żywienia, diety roślinnej oraz podróży kulinarnych. Na moim blogu kulinarnym publikuję przepisy oraz poradniki o tym co jeść, aby zachować zdrowie i nie spędzać przy tym w kuchni całych dni.
Zaciekawiły mnie te grillowane ostrygi, nigdy takich nie jadłam 🙂
Warto spróbować szczególnie w takim tajskim wykonaniu:)