Blog o zdrowiu i zdrowym żywieniu oraz szybkim gotowaniu

Warszawa – Casa Krike | owoce morza po hiszpańsku (ZAMKNIĘTE)

Za dobrymi owocami morza pojadę wszędzie, no prawie wszędzie. W niedzielę tydzień temu zapuściliśmy się na dalekie Bemowo w Warszawie (w zasadzie to są to już Południowe Jelonki) do hiszpańskiej restauracji Casa Krike – gminna wieść głosiła, że karmią tam dobrze i do tego świeżymi owocami morza. Zarezerwowałam stolik, skoro jechaliśmy tak daleko to chciałam mieć pewność, że nie zostaniemy odesłani z kwitkiem. Okazało się, że lokal był prawie pusty, jedynie kilka stolików było zajętych – to było niedzielne popołudnie.

 

 
 
 
Casa Krike zajmuje domek przy Człuchowskiej, miejsca parkingowego trzeba sobie poszukać na sąsiadujących osiedlach, co łatwe nie jest ponieważ królują tam zamknięte ogrodzone parkingi a miejsc wolnych jest jak na lekarstwo. Po kilku minutach udało nam się zostawić samochód przy śmietniku z nadzieją, że lokalni mieszkańcy nie postanowią zemścić się za zajęcie miejsca przerysowaniem drzwi lub przebiciem opony (nic takiego się na szczęście nie wydarzyło).
Sam lokal to dwa pomieszczenia, urządzone krótko mówiąc kolorowo – żółto-czerwone ściany, brązowe meble – nie mój klimat ale poczekajmy na dania, w końcu dla nich tu przyjechaliśmy.
Z grubej „księgi menu” miałam ochotę na kilka pozycji – jednak, ku naszemu zdziwieniu dostępne były jedynie dania wypisane na czarnej tablicy oraz na pierwszej stronie księgi. Po co trzymać całą listę dań skoro serwuje się tylko kilka pozycji? OK – niech już tak będzie – wypatrzyliśmy sobie kilka dań dnia i przeszliśmy do zadawania pytań, niestety obsługująca nas Pani nie była w stanie wytłumaczyć nam sposobu ich przyrządzenia ani ich składu (pracowała pierwszy dzień). Pomagający jej Pan nie był w tym z resztą lepszy. Na szczęście na pomoc przyszedł sam właściciel i szef kuchni w jednej osobie – przesympatyczny gadatliwy Hiszpan. Wyjaśnił jak przyrządzi wybrane pozycje, zapewnił, że w moich daniach nie ma laktozy. No dobrze – czekamy zatem na pierwsze danie.
Od razu uprzedzam i przepraszam – zdjęcia wyszły paskudne, poświata żółci i czerwieni ze ścian nie służy jak widać mojemu aparatowi. Niektórych zdjęć nie będę publikować aby nie obrzydzać wizyty.
jako czekadełko posłużył boczek z daktylami – tłuste to i słodkie
Casa Krike
M rozpoczął wieczór od zupy dnia (jedynej w ofercie zupy) czyli kremu brokułowego (14,00), który ocenił jako smaczny i aromatyczny. Miał w sobie śmietanę więc ja spasowałam.
Casa Krike
Ja za to wystartowałam z małżami (38,00) przyrządzonymi w mało wyraźnym choć smacznym wywarze rybnym z głowy diabła morskiego oraz białym winie, który podkreślał naturalny smak owoców morza. Porcja byłą mała, do tego niestety część muszli było połamanych a sporo zamkniętych. Taką wersją małży nie będę się zachwycać – ok były świeże, w smaku „naturalne”, jednak porcja zdecydowanie za mała jak na taką cenę
Casa Krike
M kontynuował z diabłem morskim (58,00) podanym z owocami morza i jajkiem, w tym samym wywarze co małże. Danie było świeże i smaczne choć porcja również mała
Casa Krike
Ja zakończyłam wieczór ośmiornicą po galicyjsku (pulpo a la gallega) (45,00) – podaną na plastrach ziemniaka. Ośmiornicy została ugotowana, cienko pokrojona, posypana solą i papryką oraz podana na plastrach ziemniaka. Była miękka, chrupka – po prostu świeża. Porcja jednak znikoma – zaledwie kilka maleńkich plasterków. Zdjęcia nie będzie ponieważ nie jest wyjściowe ani twarzowe.
Czas na podsumowanie i ocena wizyty w Casa Krike:
1. miejsce jest oddalone od kulinarnych zagłębi Warszawy i wymaga „specjalnej” wyprawy – minus
2. obsługa pozostawia wiele do życzenia – jest niedouczona, nie zna menu, nie potrafi doradzić w wyborze potrawy. Dobrze, że szef kuchni lubi wychodzić do gości i opowiadać o swojej pasji i daniach – wychodzi na zero
3. M pił tu jedno z gorszych w ostatnim czasie win a co jak co ale po winach w hiszpańskiej restauracji wymaga się czegoś więcej niż „tragiczne” – minus
4. dania były świeże a ich sposób przyrządzenia ciekawy – to powód, dla którego można się tu wybrać – plus
5. porcje są małe a ich cena wysoka – minus
W skrócie – jak ktoś ma blisko i lubi przepłacać za owoce morza może się wybrać do Casa Krike. My znamy lepsze miejsca w Warszawie, gdzie możemy się zajadać i przejadać darami mórz.

informacje dodatkowe o Casa Krike:

dojazd i parkowanie – jak opisałam wyżej, miejsca parkingowego należy szukać na sąsiadującym osiedlu
rezerwacja miejsc – możliwa
płatność – gotówka, karty VISA, Mastercard, American Express
godziny otwarcia:
codziennie od 12:00 do 23:00
Casa Krike – ul. Człuchowska 37, Warszawa Bemowo
tel: 22 863 50 10
mapa dojazdu:

4 Komentarzy w dyskusji
“Warszawa – Casa Krike | owoce morza po hiszpańsku (ZAMKNIĘTE)”
  • patrzę i nie wierzę! najbardziej wzruszyło mnie jajko na twardo. czy cofnęliśmy się do lat 50 kiedy jajko było głównym przybraniem każdego dania zarówno w kuchni francuskiej jak i hiszpańskiej? tylko wtedy powinno być drobno starte. I jeszcze to zzieleniałe od przegotowania i czekania w lodówce żółtko. Jestem zachwycona! tym, że ktoś miał odwagę podać coś podobnego 😉

    • Ha ha:) trzeba jednak docenić, że nie było stałych bywalców warszawskich restauracji czyli kiełków, a i balsamico to tylko małe kleksy jako ozdoba talerzy

    • Zdecydowanie lepiej smakuje danie estetycznie podane w ładnym otoczeniu. Tu nie ma żadnego z tych elementów.