Oto drugi z kilku wcześniej zapowiedzianych postów z Poznania, w którym spędziliśmy jeden ze styczniowych weekendów – jak się finalnie okazało bardzo intensywnych kulinarnie. Do restauracji/baru MOMO mieliśmy blisko z naszego hotelu (o City Solei Boutique Hotel jeszcze napiszę) chociaż przejście kilkuset metrów w temperaturze -14 stopni i tak było dla mnie nie lada wyczynem – dałam radę motywowana głodem i myślą o ciepłym jedzeniu oraz owocach morza, które dominują w menu MOMO.
MOMO to dwa pomieszczenia przedzielone kuchnią, z luźno ustawionymi stolikami, socjal stołem oraz ławką pod czarną ścianą, na której rozpisano całe menu. Lokal może pomieścić sporą ilość klientów ale tego popołudnia byliśmy w nim sami – w porze już za późnej na lunch ale jeszcze za wczesnej na piątkową kolację.
Usiedliśmy przy oknie, od którego po pewnym czasie czuliśmy przenikający przez nie mróz (taki urok dużych szyb w zimie) i zabraliśmy się za studiowanie menu. Oferta MOMO to dnia z owocami morza ale mięsożercy znajdą w niej również karkówkę, rostbef czy kurczaka. Manu to kilka przystawek (12,00 – 34,00), sałaty (18,00 – 36,00), dania główne (31,00 – 79,00) , pasty (21,00 – 44,00) oraz desery i dania dla dzieci. M miał ochotę na steka z tuńczyka – niestety już go nie było. W końcu decyzje zapadły i wybraliśmy – zupę dnia, przystawki z krewetki i kalmarów, makaron i grillowaną rybę.
zupa dnia (10,00) – tego dnia była to tajska z mleczkiem kokosowym. Musiałam z niej zrezygnować ponieważ okazało się, że dodawana jest do niej śmietana (pytam po co w tajskiej śmietana?). Zupa w smaku była bardziej zbliżona do grzybowej na pieczarkach a z tajską oprócz kolendry miała niewiele wspólnego – nazwanie tej zupy tajską było mylące, bardziej pasuje grzybowa z mleczkiem kokosowym. Jako grzybowa była całkiem smaczna i rozgrzewająca w ten mroźny dzień:)
grillowana krewetka Black Tiger (18,00) na musie dyniowym z czosnkową bagietką i świeżymi kiełkami – jak w nazwie podano krewetka sztuk jeden, w smaku poprawna, ładnie podana, ale to wciąż jedna krewetka za 18,00 zł
kalmary smażone na masełku rakowym (19,00) z czosnkiem, pietruszką i flambirowanym brandy – to kilka zupełnie niejadalnych gumowatych krążków, do tego bez smaku. Nie polecam bo co najwyżej udławić się tym można. No chyba, że następnym razem kucharz nie będzie czekał, aż zmiękną na grillu – bo tu najwyraźniej się zagapił
tagliatelle nero z krewetkami (35,00) – w końcu coś dobrego i moje pierwsze jadalne danie w MOMO. To bardzo duża micha makaronu al dente, dobrze doprawionego, podanego z kilkoma krewetkami. Do makaronu zamówiła standardowo sałatę (dla obniżenia indeksu glikemicznego całego dania). To danie mogę śmiało polecić
grillowana dorada (42,00) z ryżem na winie i grillowanymi pomidorkami. Dobrze przyrządzona, nie przepalona, ciekawie podana – ogólnie bardzo smaczne danie
do tego wszystkiego zamówiliśmy butelkę przyzwoitego domowego wina (35,00) – za przyzwoitą cenę.
Cóż – wizyta w MOMO nie zaspokoiła naszych kulinarnych oczekiwań co do serwowanych tu owoców morza. Dania główne były poprawne ale zupa i przystawki pozostawiają dużo do życzenia w kwestii smaku czy ilości (jedna krewetka)
Tak czy inaczej uważam, że MOMO jest ciekawym miejscem do odwiedzenia – ze względu na wystrój, przesympatyczną obsługę oraz menu, w którym można jednak trafić na dobrą poprawną pozycję.
Ostro zakręcona na punkcie zdrowego żywienia, diety roślinnej oraz podróży kulinarnych. Na moim blogu kulinarnym publikuję przepisy oraz poradniki o tym co jeść, aby zachować zdrowie i nie spędzać przy tym w kuchni całych dni.
4 Komentarzy w dyskusji “Poznań – MOMO na owoce morza”
Podobnie podobnie, wino najmocniejszym elementem kolacji! Potwierdzam, że pan kucharz ma problemy z rozróżnianiem mleka kokosowego i polskiej śmietany, jak i kolendry z pietruszką.
O prawda:) a wystarczy napisać w menu "potrawy w polskim wydaniu i z polskimi składnikami" – wszystko stanie się jasne:)
Byłam ostatnio i dramat. Moja dorada była surowa, czas oczekiwania na dania skandaliczny. W sumie spędziliśmy (3 osoby) w tym miejscu ponad 2,5 h. Ceny też z kosmosu, a wyszliśmy głodni. Wiem, że starasz się pokazać złe i dobre strony, ale nie oszukujmy się ta restauracja to nieporozumienie. Kasia
Nam udało się trafić na dopieczoną doradę i znośny makaron ale reszta pozostawiała wiele do życzenia. Jak widać również po Twoim doświadczeniu MOMO od miesięcy trzyma niski poziom kuchni:(
Podobnie podobnie, wino najmocniejszym elementem kolacji! Potwierdzam, że pan kucharz ma problemy z rozróżnianiem mleka kokosowego i polskiej śmietany, jak i kolendry z pietruszką.
O prawda:) a wystarczy napisać w menu "potrawy w polskim wydaniu i z polskimi składnikami" – wszystko stanie się jasne:)
Byłam ostatnio i dramat. Moja dorada była surowa, czas oczekiwania na dania skandaliczny. W sumie spędziliśmy (3 osoby) w tym miejscu ponad 2,5 h. Ceny też z kosmosu, a wyszliśmy głodni. Wiem, że starasz się pokazać złe i dobre strony, ale nie oszukujmy się ta restauracja to nieporozumienie. Kasia
Nam udało się trafić na dopieczoną doradę i znośny makaron ale reszta pozostawiała wiele do życzenia. Jak widać również po Twoim doświadczeniu MOMO od miesięcy trzyma niski poziom kuchni:(