Co mnie podkusiło, żeby wybrać się do miejsca otwartego zaledwie dwa tygodnie temu? Zwykle czekam minimum miesiąc, na to aż lokal się dotrze i przejdą przez niego pierwsze tłumy ciekawskich. Chyba zmyliłam mnie ostatnia wizyta we wrocławskim Warsztacie, który odwiedziłam w 2 tygodnie po otwarciu – i było pierwszorzędnie (ale o tym już wkrótce). Niestety wizyta w restauracji MOD taką nie była.
Już podczas próby rezerwacji stolika w MOD dowiedziałam się, że pomimo informacji umieszczonych na Facebook lokal nie przyjmuje rezerwacji telefonicznie (na FB umieszczono dwie sprzeczne treści – rezerwacji nie ma i rezerwacja jest możliwa). Lokal tłumaczył się zbyt dużym zainteresowaniem klientów i chęcią przyjęcia ich jak najwięcej a rezerwacja tego nie umożliwia. Ciekawe podejście szczególnie, że zaraz przy wejściu usłyszeliśmy pytanie „czy mamy rezerwację”? Więc o co właściwie chodzi?
Sam lokal jest niewielki – to zaledwie kilka stolików wewnątrz oraz otwarta kuchnia. Wystrój jest minimalistyczny ja przystało na bistro – w zasadzie to nawet nie ma tu miejsca na dekoracje. Jedynymi elementami ozdobnymi są zielone liście kwiatów.
Menu to jedna strona z listą dań oraz oddzielna kartka z listą win, koktajli oraz napoi gorących. Do 18:00 serwowane są jedynie donuty i kawa (też Java Coffee z chemex) w ramach konceptu MOD Donuts a po 18:00 lokal rusza z daniami gorącymi. A kuchnia? To azjatycko-francuski miks w wykonaniu szefa kuchni znanego z krakowskiej restauracji Yellow Dog (Tristo Hamid). My mieliśmy okazję poznać jego kunszt w warszawskim Soho Food Market (link) jednak podawanych tam dań nie wspominamy najlepiej.
No ale cóż – decyzja o odwiedzeniu MOD w piątkowy wieczór została podjęta – przyszliśmy w momencie kiedy jeszcze kilka stolików było wolnych (chwilę przed 20:00) ale zdecydowaliśmy się na zajęcie dwóch stołków barowych przy okiennej ladzie – to był dobry wybór.
Z menu wybraliśmy kilka pozycji – ja skupiłam się na bezmięsnych, M chciał spróbować pierożków z wołowiną. Pierożków nie było, ryby gotowanej w court-boullion też nie. Obsługa tłumaczyła się opóźnieniem dostawy i problemami na kuchni. Cóż – ostatecznie wybraliśmy zachwalany już przez blogosferę chleb z trzema masłami oraz pozycje, które akurat były dostępne.
chleb z masłem (10,00) to de facto trzy, podane na ciepło, bułeczki (francuski chleb z pieprzem syczuańskim – pain du campagne, mleczna bułka hokkaido oraz serowa bułka gougeres) oraz trzy masła – z miso, śledziem i a algami. To ostatnie rzeczywiście jest mistrzostwem świata
M wybrał sałatkę (12,00) z sezonowymi liśćmi, pomarańczą i fenkuł podanymi z sojowo-anyżowym vinegret. Porcja okazała się niewielka a na kolejne danie przyszło mu czekać ponad 50 minut (pech – głód mocno mu już doskwierał)
Właśnie w tym momencie, chwilę po podaniu ma przystawek, zaczęły się kolejne problemy. Widać było, że kuchnia nie radzi sobie tego dnia z wydawaniem potraw. Wszystkie stoliki były już zajęte, wchodzący z ulicy ludzie odprawiani byli z kwitkiem, ale tempo pojawiania się na nich kolejnych zamówień było niewielkie. Moją wegańską zupę ramen (19,00) dostałam jeszcze w miarę szybko. Wywar z wodorostów i miso był delikatny i lekko słony, sporą porcję pszennego makaronu przykryły zaledwie cztery kawałki tofu, dwa grzybki shitake, kilka liści pok choy, marchewka i słodki bambus. Całość zdominował mdły w smaku makaron, który sprawił też, że danie jako całość było niesmaczne. Po wracających na kuchnię talerzach makaronu wnioskowałam, że nie tylko ja podzielam ta opinię. Polecam świetny ramen w Enoki(link)
Po 50 minutach czekania M dostał wędzony tempeh (29,00) podany z puree z czerwonej kapusty, bakłażanem, ziemniakami, kawałkami marchewki, kalafiorem, śliwką i dashi z alg. Całość była bardzo słona – od soli aż piekły usta i język – a sól stłumiła cały smak poszczególnych składników. Nie polecamy.
Było jeszcze wino – Viognier L’Ile (25,00 zł za karafkę 0,5l). I co z tego, że tak dobre i w bardzo przystępnej cenie skoro podawane za ciepłe – w takich momentach cały czar miejsca pryska.
Ta wizyta do udanych nie należała – to fakt. M wyszedł z MOD wściekle głodny a ja zmęczona czekaniem i oglądaniem chaosu jaki tego dnia panował w lokalu. Może dania mięsne wychodzą z kuchni w lepszym wykonaniu – nie wiem, mięsożercy to ocenią. Całe szczęście, że w pobliżu są Delikatesy Esencja – tam zawsze można liczyć na dobrą obsługę, smaczne jedzenie i szybko wydawane dania.A tymczasem MOD musi dojrzeć, dotrzeć się i doszlifować. Na to poczekamy z kolejną wizytą.
informacje dodatkowe o MOD:
dojazd i parkowanie – ul. Oleandrów jest aktualnie w remoncie, możecie szukać szczęście na ul. Polnej lub przyjechać metrem albo na rowerze
rezerwacja miejsc – aktualnie nie jest możliwa
płatność – gotówka, karty VISA, Mastercard
godziny otwarcia:
codziennie
08:00 – 18:00 – MOD Donuts
18:00 – 24:00 – MOD
Ale pojawiła się też wpis na FB z informacją, że w trakcie remontu ulicy lokal jest czynny 12:00
Czy aż tak trudno jest zmienić dane w zakładce Informacje na Facebook?
MOD, MOD Donuts – ul. Oleandrów 8, Warszawa Śródmieście,
Ostro zakręcona na punkcie zdrowego żywienia, diety roślinnej oraz podróży kulinarnych. Na moim blogu kulinarnym publikuję przepisy oraz poradniki o tym co jeść, aby zachować zdrowie i nie spędzać przy tym w kuchni całych dni.