Do Screaming Beans mieliśmy wpaść tylko na kawę – jedną z lepszych kaw parzonych przelewowo w Amsterdamie. Jednak coffee bar przy ul. Hartenstraat 12 (Sceaming Beans original coffee bar) czynny jest jedynie do 17:00 – nie zdążyliśmy. Za to ostatniego dnia naszego krótkiego pobytu w stolicy Holandii, przez zupełny przypadek, trafiliśmy do restauracji Screaming Beans – drugiego lokalu tych samych właścicieli. Dobrze się złożyło bo byliśmy już bardzo głodni a dodatkowo przy tej okazji M miał sposobność spróbować słynną kawę. Nie obyło się bez zrobienia zapasów do domu:)
Lokal Screaming Beans przy Eerste Constantijn Huygensstraat 35 to średniej wielości pomieszczenie, którego centrum zajmuje olbrzymia wyspa – bar. Dookoła niej poustawiano stoliki a na ścianach powieszono podświetlone regały z winami oraz lustra, dzięki którym wnętrze wydaje się dużo większe. Dominują tu metalizujące kolory – ciemny fiolet, czerń, brązy. Nam udało się dostać wolny stolik bez rezerwacji – mieliśmy szczęście. W sobotnie popołudnie lokal jest oblegany co mieliśmy okazję oglądać już godzinę od wejścia. Kolejni goście „bez rezerwacji” odchodzili z kwitkiem.
Menu Screaming Beans jest bardzo krótkie – to lista 8 dań oraz kilku deserów i przekąsek. Zamówić można set menu złożony z 3, 4 lub 5 dań (w cenach odpowiednio 36, 48 i 59 EUR) lub „program wieczoru” złożony z 7 dań – w wersji z winem (100,00 EUR), z winami z górnej półki (129,00 EUR) lub bez win (75,00). Oprócz tego można zamówić po prostu pojedyncze dania – wówczas ich cena wyniesie 14,00 EUR – ale uwaga – wielkość porcji jest z tych degustacyjnych. W tym Screaming Beans ważną rolę odgrywa wino, które dostępne jest w karcie na kieliszki (z krótkiej karty win) lub na butelki. My zdecydowaliśmy się na Gruner Veltliner (5,00 EUR za kieliszek) oraz czerwone z Burgundii (7,00)
Po kilku minutach od złożenia zamówienia na stoliku wylądowały smażone w głębokim tłuszczu rybki – tutejsza wersja czekadełka. Podano je w towarzystwie palonej kawy, która dodawała całości czekoladowego aromatu.
z menu wybraliśmy dania bez mięsa – pomidory w trzech odmianach podane z serem burrata, bazylią, balsamico i czerwoną cebulą (14,00 EUR). Niby klasyka połączenia ale jak smacznie podana.
kolejną pozycją byłą dorada z pasternakiem, boćwiną oraz zupą z kraba (14,00 EUR). Z delikatną doradą idealnie komponował się krabowy wywar a boćwina w tym towarzystwie wybijała się słodko-gorzkim smakiem
A na koniec deska holenderskich serów (12,00 EUR) podanych w mikro kawałkach w towarzystwie korzennego chleba i owocowych dodatków. Pozycja warta spróbowania chociażby dla zaproponowanych połączeń jednak jak chcecie najeść się w Amsterdamie serów to polecam Albert Cuyp Market:)
Na deser oczywiście kawa – tu podana z dripa do stolika z instrukcją „jak przeleci to można pić”:) Takie niby nic ale jak bardzo inne od kawy podawanej w Warszawie, która przygotowywana jest przy barze a nie przy kliencie a to głownie za sprawą ograniczonej ilości naczyń.
Jak już traficie do Screaming Beans to bez względu na to czy uda Wam się coś tutaj zjeść – nie możecie wyjść bez paczki wyśmienitej kawy. M wybrał ziarna z Nikaragui palone do parzenia przelewowego (9,00 EUR)
O Screaming Beans pisałam już w poście „Gdzie na kawę w Amsterdamie” – link
informacje dodatkowe o Screaming Beans:
rezerwacja miejsc – zalecana, lokal jest bardzo popularny
płatność – gotówka, karta – ale spodziewajcie się, że Wasza polska karta płatnicza lub kredytowa nie zostanie zaakceptowana przez tutejszy terminal.
Ostro zakręcona na punkcie zdrowego żywienia, diety roślinnej oraz podróży kulinarnych. Na moim blogu kulinarnym publikuję przepisy oraz poradniki o tym co jeść, aby zachować zdrowie i nie spędzać przy tym w kuchni całych dni.